Andrzej Jerzy Lech

Kalendarz Szwajcarski, fotografie z lat 1981-2001

Opole, Polska, 1983

Magdzie i pamięci wędrójących fotografów

Poznań, Polska. Poniedziałek, 15 października 2001 roku

Jelenia Góra, Polska. Piątek, 17 sierpnia 2001 roku
Wielka wędrówka. W czasie i przestrzeni. W oceanie zdarzeń. W przeogromnej, wypełnionej faktami pustce. Z wielkiego, kosmicznego milczenia rodzi się potrzeba. Potrzeba bycia i ukazywania prawdziwej natury czasu. I miejsca. Podróż. Wybierając się w drogę, przed pakowaniem, najpierw siadamy i rozglądamy się wokół. Błądzimy wzrokiem po ścianach, meblach, sprzętach, drobiazgach i bibelotach, przypominając sobie czas, spędzony w tym miejscu od chwili narodzin, bo rodzimy się za każdym razem TUTAJ — aż do chwili śmierci — bo za każdym razem wyjeżdżając, TUTAJ umieramy Podróże, które podejmujemy z różnych, często nieznanych nam powodów, tak naprawdę są małym umieraniem, po którym rodzimy się na nowo, w innych miejscach, często całkiem nieznani sobie. I tak, siedząc, obserwując przedmioty mające nam towarzyszyć w drodze, zanim je spakujemy, przypominamy sobie o wszystkim. O draństwie, które zrobił nam kumpel w trzeciej klasie podstawówki, pięć minut po dużej przerwie na lekcji geografii i o bólu brzucha po odejściu pierwszej dziewczyny, którą kochaliśmy najbardziej tylko dlatego, że była pierwsza. Każdy szczegół — jeszcze niespakowana filiżanka z niedopitą herbatą i niestarannie odłożoną łyżeczką na stole, wazon po kwiatach, które trzeba było wyrzucić, bo przypominały falbanki starej, zmiętej sukni naszej dawno zmarłej ciotki. Kiczowaty obrazek na ścianie z wizerunkiem kobiety w średnim wieku, musi pozostać na miejscu, ponieważ nie ma dla niego miejsca w pudełku. Albo pianino, które pojedzie z nami ze względu na posiadanie fascynującej, czarno-białej klawiatury, która kojarzy się zbyt mocno z piosenką Sade, dobywającą się od czasu do czasu z otwartego okna mieszkania sąsiada. To miejsce i czas rodzą napięcie, przed którym uciekamy nie wytrzymując. Uciekamy w potrzebę ujawniania. Ukazywania emocji. Przedziwna siła, która powstrzymuje nas od mówienia, a jednocześnie każe mówić. Każe ukazywać emocje w paradoksalny sposób. Z jednej strony takimi, jakie są. Z drugiej — owinięte, zawoalowane w nieskończenie estetyczne formy kłamstw Nic nie jest w stanie jednak zmienić faktu, że wciąż usiłujemy ukazać tę podróż, która bywa często prawdziwym dramatem naszego życia. Podróż, niegdyś materialną, wyposażoną we wszystkie własne atrybuty — walizy, kufry, kuferki, miliony pudełek zawierających nasze doczesne życie — ukazujące dopiero podczas pakowania naprawdę skrywane najgłębiej emocje. Dzisiaj bardziej fikcyjna, ukryta pod płaszczem współczesności: przesyłek pocztowych, kontenerów, samolotów, telefonów i komputerów.
Andrzej zdaje się podróżował na inny zupełnie sposób — metafizycznie. Nie da się przesłać pocztą prawdziwych wspomnień, tęsknot ani nostalgii. Mała, brązowa fotografia żaglowca, stojącego w porcie gdańskim, wisząca na ścianie mojego pokoju, wydaje się być cząstką dziennika jego podróży Zastępuje i ujawnia fragmenty życia. Tak niewiele, jak niewielka jest ona sama. Dowodzi, że świat jest pełen rzeczy i spraw, które od lat wymykają się naszemu racjonalnemu pojmowaniu. Dowodzi istnienia innych światów Światów imaginacji i uczuć. Światów zwykłych przedmiotów i ludzi, którzy wywołują w nas miliony wspomnień, skojarzeń i refleksji, bez których z kolei nie było by nas. To, co pozostaje, to „małe posepiowane prosektoria” — jak napisał mi kiedyś Andrzej. Jednocześnie bolesne i wspaniałe.
Wojciech Zawadzki (oraz maszyna do pisania „Continental” z ok. 1940 r)

Nowy Jork, Nowy Jork. Czwartek, 13 września 2001 roku
Jest już czwartek. Przed chwilą wstało słońce. Jak zwykle, rutynowo wyglądnąłem przez okno naszego domu. Jest już inaczej, nie widzę „dwóch wież” Już ich nigdy nie zobaczę. Nikt już ich nie zobaczy
Magda, kiedy zaczął się ten koszmar, była na Manhattanie w pracy i to wcale nie tak daleko od tego wszystkiego. Późnym wieczorem udało jej się w końcu wrócić do domu. Nie było to takie łatwe. Wróciła przez rzekę specjalnym statkiem. Z naszymi dzieciakami też jest wszystko w porządku. Były daleko od tego.
Widziałem tę tragedię od początku. Parę minut po dziewiątej rano we wtorek, po telefonie od znajomego, wyglądnąłem przez okno i zobaczyłem płonącą jedną „wieżę” Byłem przerażony To tak blisko naszego studia. To tuż po drugiej stronie Hudson River Wziąłem aparaty i pobiegłem najbliżej jak tylko mogłem. W tym czasie w „wieżę” północną uderzył drugi samolot. Ten widok mnie poraził. Na ulicy były setki ludzi obserwujących to wszystko. Płacząc robiłem zdjęcia. Przy mnie World Trade Center runęło w dół. Najpierw południowa „wieża”, później północna. Ciągle słyszę huk upadających budynków. Widziałem ludzi przewożonych promami do Jersey City z Manhattanu, z miejsca tej tragedii. Widziałem ludzi wyskakujących z najwyższych pięter tych wieżowców To wygląda wszystko jak jakiś zły sen. Ale to nie jest sen i z tym nie mogę się jakoś pogodzić. Nie umiem też opisać tego, co czuję.
Jeszcze w zeszłym tygodniu byliśmy dokładnie pod tymi wieżowcami. Po powrocie z Coney Island jedliśmy w środku WTC, w jednej z restauracji na dolnym poziomie, pizzę. To było takie miłe miejsce. Często tam bywaliśmy. Miałem też tam swoją ulubioną księgarnię. Kilka razy w tygodniu przyjeżdżaliśmy z Jersey City do World Trade Center kolejką PATH, aby metrem pojechać gdzieś dalej.
Czy zło musi być?


Z listów dzienników podróżnych Andrzeja Jerzego Lecha, fotografa zamieszkałego w Nowym Jorku, do Roberto Michaela, tłumacza zamieszkałego w Paryżu.

Gierałtów, Polska. 1983
Karkonosze, Polska. 1985
Książ, Polska. 1987
Long Island, New York. 1995
Jersey City, New York. 1989
Wuppertal, Germany. 1987
Tomworth, Ontario. 1997
Tomworth, Ontario. 1997
Gdańsk, Polska. 1996
New York, New York. 2000

ANDRZEJ JERZY LECH
Urodzony w 1955 roku we Wrocławiu. W latach 1981 1984 studiował na Wydziale Fotografii Artystycznej w Konserwatorium Sztuki w Ostrawie (Czechy), w pracowni Borka Sousedika. Wystawia od 1981 roku. W roku 1983 Lech był jednym z współtwórców programu tak zwanej „fotografii elementarnej” Do roku 1987 współpracuje z Galerią „Foto-Medium-Art” we Wrocławiu w istotny sposób inspirując ten ruch.
Andrzej Jerzy Lech jest twórcą kilku cykli, serii małego formatu fotografii detali i fragmentów krajobrazów, które maja w jego wykonaniu metaforyczny wymiar Do tych cykli zdjęć należy między innymi wystawa „Cytaty z jednej rzeczywistości” (1981), „W ogrodzie mojej teściowej” (1981), „Cmentarz zamknięty” (1983), „60 furtek” (1983), „30 fotografii” (1983), „Warszawa, Amsterdam, Nowy Jork” (1986) i nie-kończący się „Kalendarz szwajcarski, rok 1912″ (1986).
W 1987 roku Lech brał udział w prestiżowej wystawie „Młodej europejskiej fotografii” we Frankfurcie.
W roku 1987 opuścił Polskę i po dwuletnim pobycie w Niemczech, w Wuppertalu, osiedlił się w Jersey City, w New Jersey.
W roku 1988 i 1989 Lech wziął udział w przygotowanej przez Collins Gallery w Glasgow, w kooperacji z Muzeum Sztuki w Łodzi, wystawie „Polskie percepcje – dziesięciu współczesnych fotografów, 1977 1988″ Wystawa ta była pokazywana w Collins Gallery w Glasgow, Aberden Gallery w Aberden (Szkocja) i w Kirkcaldy Museum w Fife (Szkocja).
W roku 1984 Andrzej Jerzy Lech uczestniczył ze swoją fotografią w charytatywnej aukcji na rzecz walki z AIDS w Bellport, Nowy Jork. W tym samym roku, w Robin Rice Gallery w Nowym Jorku, brał udział w wystawie – charytatywnej aukcji na rzecz walki z rakiem piersi.
W roku 1987 Lech „Kalendarzem szwajcarskim, rok 1912″ wygrał konkurs na wystawę indywidualną w Bergen Museum of Art, Paramus, w New Jersey
W roku 1998 brał udział w multimedialnej ekspozycji zorganizowanej z okazji 50.lecia istnienia firmy „Hasselblad” (Nowy Jork konferencja „PhotoPlus East Exhibition”, Kolonia Photokina ’98).
W roku 1999 Andrzej Jerzy Lech otworzył swoją wystawę „Kalendarz szwajcarski, rok 1912″ w Galerii Pustej w Katowicach.
W roku 2000 Lech brał udział z wystawą „Kalendarz szwajcarski, rok 1912″ w prestiżowym, między-narodowym festiwalu fotograficznym Foto Fest w Houston w Teksasie.
Fotograficzne plany Lecha na najbliższe lata związane są z dużym dokumentalnym projektem dotyczącym Zatoki Nowojorskiej.
Od 1993 Andrzej Jerzy Lech prowadzi studio artystyczne i prywatną galerię On The Road Gallery w Jersey City, w New Jersey
Lech jest reprezentowany przez Graphistock Alternative Photography, które jest częścią agencji Images.com (Nowy Jork, Paryż, Londyn, Rzym).
Prace Lecha zostały wykorzystane lub zakupione przez takie wydawnictwa i firmy jak: Arnold Advertising, Biography Magazine, Book of the Month Club, Campbell Fisher Ditko Design, Carroll Graf, Chimney Pro New York, Cole Weber, Design Works Wellington, Hallmark Cards, Heater Advertising, Karo Design Resources, Long Wharf Theatre, Melon Design, Mentus San Diego, Penguin USA, Piper Verlag Buro Hamburg, Random House, Simon and Schuster, Slaughter Hanson Design, Sony Music USA, Spot Design, Turner & Turner Communication.
Fotografie Andrzeja Jerzego Lecha znajdują się między innymi w zbiorach Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Icon Pictures w Nowym Jorku w prywatnych kolekcjach w Europie i w Ameryce.
W roku 2000 w Jersey City, New Jersey, na zlecenie TV Polonia został zrealizowany krótki film dokumentalny o Andrzeju Lechu i jego fotografii (Małgorzata Pospiech — scenariusz i reżyseria, Filip Kapsa — kamera).

Na podstawie katalogu ISBN 83-913674-9-5